W dniach od 15 do 21 maja pojechaliśmy na wycieczkę do Lwowa i na
Podole organizowaną przez biuro podróży Abdar, które nazwało ją
"kresową przygodą". Naszą szkołę reprezentowała grupa
11 trzecioklasistów, opiekowała się nami pani Lidia Makówka,
natomiast trzon stanowili gimnazjaliści z Nowej Huty,
pilnowani aż przez trzy panie.
Wyjechaliśmy o 22, o 4 nad ranem byliśmy na granicy
polsko-ukrainskiej, ale długa była kolejka tirów - czekaliśmy i
czekaliśmy. W końcu dojechaliśmy do Lwowa. Zwiedzać zaczęliśmy
od kościoła Św. Jura (nie byliśmy w środku - było nabożeństwo).
Potem podjechaliśmy na Starówkę. Zobaczyliśmy tam m. in. kościół
ormiański z X w. oraz katedrę łacińską, w której Jan Kazimierz
składał śluby Matce Bożej podczas "potopu szwedzkiego".
Ważnym punktem okazał się kantor, ale trafiliśmy źle, bo
praktycznie wszędzie indziej był lepszy kurs. Następnie obeszliśmy
dalszą cześć Lwowa. Miasto jest bardzo ładne. Wieczorem dotarliśmy do
Żółkwi, gdzie mieliśmy nocować. Na
obiad podano barszcz ukraiński, można było tego się spodziewać
na Ukrainie, na drugie danie zjedliśmy mięso i ciastko na deser. Rano wykwaterowaliśmy się z hotelu
i pojechaliśmy na Cmentarz Łyczakowski i Orląt Lwowskich, ale była
nieprzyjemna pogoda, wiał wiatr i padał drobny deszcz, więc nie
zobaczyliśmy za wiele. Zapamiętałem groby M. Konopnickiej, Ordona,
Banacha, Grottera. Kupiliśmy natomiast słynne lwowskie krówki. We
Lwowie podobał mi się widok z kopca Unii Lubelskiej - najwyższy
punkt miasta, który był zbudowany z resztek zamku Kazimierza
Wielkiego.
Aż 6 godzin jechaliśmy do Kamieńca Podolskiego, w przerwie
zwiedzaliśmy ruiny pałacu. Nie pamiętam niestety jego nazwy. W
kolejnym dniu dotarliśmy do Chocimia. Główne zabytki twierdzy to:
ruiny meczetu, mury obronne oraz kościół prawosławny z XIX w.
Najważniejszy jest zamek chocimski, którego mury obronne miały
około 5 m wysokości. Zamek był oblegany w XVII w. przez Turków,
wtedy to zginął hetman Karol Chodkiewicz, a Chocim przeszedł w
ręce Turków. Później zdobywał go Jan Sobieski i dzięki
zwycięstwu został wybrany na króla Polski. Następnie pojechaliśmy
ponownie do Kamieńca Podolskiego i zwiedziliśmy zamek, w którym
zginął pan Wołodyjowski. Po zwiedzaniu starówki,
która była strasznie zniszczona, pojechaliśmy do Zbaraża.
Zwiedzaliśmy muzeum. Wisiały tam mało ciekawe portrety kozaków.
Kolejny punkt programu to Krzemieniec, gdzie był nasz ostatni
nocleg. Mieliśmy tam zwiedzać muzeum Juliusza Słowackiego.
Poszliśmy tam rano, ale było jeszcze nieczynne, więc obejrzeliśmy
słynne Liceum Krzemienieckie. W końcu wpuszczono nas do muzeum
Juliusza Słowackiego. Żałuję, że nie mogłem lepiej przyjrzeć
się eksponatom, gdyż w środku jest niewiele miejsca, a w dodatku
strasznie poganiał nas miejscowy przewodnik. W ostatnim dniu
wycieczki zobaczyliśmy jeszcze kompleks klasztorno-kościelny w
Poczajowie, byliśmy w dwóch cerkwiach, w jednej był słynny na
cały wschód obraz Matki Boskiej Poczajowskiej. Po drodze do domu
zwiedziliśmy jeszcze zamek w Olesku, w którym urodził się Jan III
Sobieski. Zjedliśmy dobry
obiad we Lwowie, zrobiliśmy zakupy i wyruszyliśmy w drogę powrotną
do Krakowa. W Korczowej staliśmy ok. 4 godziny. Potem dojechaliśmy
bez przeszkód do domu.
Uważam, że nasza wyprawa była bardzo udana. Chciałbym dodać, że
Ukraina to kraj pełen kontrastów. Z jednej strony wspaniałe
zabytki, mili ludzie, piękne hotele, cudowne krajobrazy, z drugiej
totalnie zniszczone zamki i kościoły, odrapane, skrzypiące
tramwaje jeżdżące po centrum Lwowa, wielkie pola nienależące do
nikogo. Byłem na Ukrainie dwa razy, ale wiem, że kiedyś tam wrócę
, bo warto.